To było jeszcze przed Euro... albo w trakcie... Gdy myślałam nad maskotką na
konkurs... i nic mi do głowy nie przychodziło...
Poprosiłam, więc Tymka o pomoc. Z racji, że już miałam zamówione materiały, to dałam jedynie wytyczne, że dobrze by było, aby projekt był w barwach żółtych lub niebieskich, ewentualnie i takich, i takich.
Po chwili przyszedł z narysowanym niebiesko-żółtym ludzikiem i zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, odwrócił się na pięcie i gdy wrócił zobaczyłam to:
- To ludzik z Ukrainy, a to z Polski - powiedział.
Uświadomiłam mu więc, że stworzył chyba własne wersje Slavka i Sławka. :)
Już dawno po Euro, ale dopiero teraz znalazłam czas, żeby wyjść z utknięcia, a potem znowu wyjść z utknięcia i wreszcie skończyć.
I tu nastąpiło pierwsze utknięcie, bo pierwszy raz wszywałam samoprzylepny rzep. I teraz już wiem, że nigdy więcej, jeśli nie chcę mieć oblepionej klejem igły i nitki. Człowiek uczy się na błędach... Porzuciłam euro-chłopaków na jakiś czas.
W końcu zabrałam się za Slavka. Zszyłam na lewej stronie, chcę przewracać na prawo, patrzę! a on jest na prawej! Szlak!!! Rzuciłam w cholerę.
I długo siedział mi Sławek nad maszyną i smęcił, żeby mu kolegę dorobić...
Aż się wzięłam, zawzięłam i przeszyłam Slavka gęstym zygzakiem, wypchałam, doszyłam i jest. Są. Dwaj ,,przystojniacy" - jeden prawy, drugi lewy. ;D