czwartek, 21 listopada 2013

chorujemy i gramy

W ramach ,,co tu jeszcze można robić oprócz oglądania Mysi?" wyciągnęłam niedawno uszytą grę, ale tym razem graliśmy inaczej. Kolorowe klocko-kwiatki służyły nam jako żetony w dotarciu do mety. Znowu kostka z delfinka, żeby nie za szybko do mety dojść i poszły konie po... filcu! Kładliśmy na swoim torze tyle żetonów, ile było kropek na kostce.

Przegrałam z 3-latkiem kilka razy z rzędu...


Nawet jak szliśmy łeb w łeb...


... to w końcu on był pierwszy :)


To fajny sposób na naukę liczenia, choć nasz 3-latek radzi sobie świetnie, bo na punkcie liczb ma bzika. Liczy z błędami do 200. 
Gry z kostką lubię za to, że dziecko po iluś rzutach nie liczy już kropeczek na ściance, tylko pamięta, że dany obrazek (czyt. ścianka kostki) to dana liczba.
Poza tym Ignaś po każdym dołożeniu żetonów przeliczał wszystkie jeszcze raz. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz