Do przedszkola Witka trzeba przynieść coś jesiennego na parapet. Pomyślałam, że coś tam zawsze można kupić - jak nie olbrzymią dynię, to gotowe ozdoby na przykład. Chwilę później już siadałam przy maszynie, bo dynie + ozdoby = ozdobne dynie. Tyle razy je widziałam na blogach... zdaje się proste w produkcji...
Pół godziny później:
Miałam dwie zrobić do pary, ale kolejne pół godziny później na stole siedziała sowa 🙂
I tak to jesienniejemy...
śliczna dynia, a i sowa niczego sobie, pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńPech chciał, że Witek się rozchorował i nie poszliśmy dzisiaj do przedszkola... Mam nadzieję, że wyzdrowieje zanim jesień się skończy :-D
Usuń