Od razu jak go zobaczyłam wiedziałam, że z tego kosza będzie niezły klosz :D
Potem już tylko była decyzja gdzie ten k(l)osz zawiśnie - w salonie? Salon przed remontem, nie wiadomo jaki będzie jego ostateczny look, nie. W kuchni? Kuchnia ma look trochę wiejski, byłoby ok, tylko czy tłuszcz nie będzie się osadzał? W pokoju starszaków? U nich nadal żarówka tylko wisi po remoncie... ale przecież oni chcą nowocześnie, a nie stary kosz! U Witka? W sypialni? Nie, wróć do kuchni. Zaryzykuję ten tłuszcz. I tym sposobem zrobiłam roszadę - metalową, szarą lampę z ikei mąż przewiesił do Witka, a jego lampę z plastikowym kloszem wzięłam w swoje łapki.
I zanim mąż skończył robotę w pokoiku Witka, ja już miałam gotową lampę do kuchni. :) Zdjęłam biały klosz, a w koszu wywierciłam otwór.
Bałam się, że jak zrobię otwór, to kosz się rozleci. Może jakby był świeży to by się rozpadł, ale ten trzyma się twardo! Wiek robi swoje! ;)
Jeszcze mam na niego plan upiększający, ale póki co wisi i rozdaje refleksy:
Zrób to sam! :)
Całkiem sympatycznie to wygląda :)
OdpowiedzUsuńKochana nie mogę u Ciebie na stronie znaleźć maila. Odezwij się do mnie :)
OdpowiedzUsuńewwwwwwkomoda@gmail.com