Zdjęcia robiłam nocą, bo wtedy matka trójki ma czas i głowę do tego, ale obiecałam sobie, że machnę kilka z rana, bo wieczorem oświetlony jest w zasadzie tylko blat.
Kilka rzeczy jest jeszcze do zrobienia, np. półka na herbatę, skręcenie szafki, która zastąpi obecny barek, listwy, cokoły, oświetlenie nad blatem jadalnym... i na pewno coś o czym teraz nie pamiętam ;) Podczas używania nie odczuwam tych braków, więc obawiam się, że nie dopilnuję ich wykonania w najbliższym czasie. ;) Tak jak z szafką pod oknem... Ale! ważne, że jest (no dobra, plecy jeszcze przyciąć i przybić, phi, filozofia...). Jej historia jest długa i wyboista, bo najpierw był tam grzejnik, więc szafka nie miała racji bytu. Grzejnik zlikwidowaliśmy, zamówiłam płyty na korpus w obi i byłam przekonana, że je sama skręcę i to będzie wyglądać jak korpus. Taaa... Bez pomocy kolegi Maćka, by się to nie udało i nadal pod oknem byłaby dziuuura groźnie zerkająca na mnie. Zamówiłam tylko oryginalny front do szuflady i stwierdziłam, że to finito! Na dole szafka pozostanie otwarta. Tylko muszę pomyśleć nad jednolitością koszyków.
Nie chciałam mebli pod oknem. Lubię mieć dostęp do okna, a i parapet służy mi dzielnie za półeczkę.
To co widzicie na zdjęciach to jest kuchnia sprzątnięta po całym dniu w miarę moich siłowych możliwości. ;) Jedyną ,,stylizacją" jaką zrobiłam to wywieszenie moich ulubionych kubeczków z Lubiany. Ten z wiewiórką to mój z dzieciństwa, nadal mam cały komplet - trzy talerze, spodek i kubeczek. Reszta to zdobycze, np. ten z prawej przywiozłam znad morza. Nie, nie ukradłam, grzecznie spytałam czy mogę przygarnąć. To był ośrodek wypoczynkowy niewysokich lotów w Kątach Rybackich. Kubek stał na suszarce w ogólnodostępnej kuchni pośród zwykłych duralexów. Widać właścicielom na nim nie zależało, więc w zamian kupiłam kolejnego duralexa i z ,,turnusu" wróciłam z lubiańskim kubeczkiem.
I nadeszło rano, kiedy to miałam zrobić zdjęcia przy naturalnym świetle... i zapomniałam o tym.
A gdy wróciła mi pamięć było już po południu i dzieci wróciły ze szkoły.
I wyszło jak zwykle. ;)
A gdy wróciła mi pamięć było już po południu i dzieci wróciły ze szkoły.
I wyszło jak zwykle. ;)
Ale pomyślałam, że zamieszczę ten rozgardiasz ku pokrzepieniu matek, które widząc katalogowe stylizacje oraz zdjęcia koleżanek, które niechybnie mają w piwnicy krasnoludki do pomocy - nabywają kompleksów i myślą jak to jest, że sprzątają dzień i noc, a kuchnia nadal nie wygląda jak z katalogu?! No jak toooo?
Prawda wygląda właśnie tak. :D ;)
Po drugiej stronie stoi lodówka oraz wysokie szafki mieszczące więcej niż przewidziałam. :) Niczym szafa bez dna.
Dalej jest blat i jeszcze jedna wysoka szafka, także w przeciwieństwie do miejsca na blacie, miejsca do przechowywania jest mnóstwo.
Meble nie są na wymiar, więc wiele im brakuje - i w jakości, i w dopasowaniu, ale jestem bardzo zadowolona.
Lubię tę kuchnię :) a o to chyba chodziło.
Ło matko! Co ja się naczekałam na ten wpis. Kuchnia przytulaśna i TWOJA. A to najważniejsze. Ściana bajeczna. NIKT TAKIEJ NIE MA!!!! O!
OdpowiedzUsuńMy jesteśmy przed remontem kuchni i wszystkie pomysły i zdjęcia studiuję przed snem niczym pasjonująca lektura - co by we śnie ukazała ta jedna jedyna.
Pozdrowienia
Justyna
Oj, współczuję... szczerze... ten czas przeglądania netu i gazet w poszukiwaniu inspiracji, a potem szukaniu w sklepach kafelków wymarzonych, które nie kosztują tyle co 20 letni mercedes... eeech... Przed nami jeszcze łazienka, do której już większość wybrałam i nawet kupiłam (wanna stoi w salonie), ale nadal dużo czasu zabiera mi przeglądanie netu, szukam armatury tej jednej jedynej. ;)
UsuńPowodzenia! :)
Póki wanna stoi w salonie, zrób z niej pożytek i nasyp do wanny piłek, albo innych pierdułek. Najmłodszy będzie miał prywatny basen z kulkami :)
OdpowiedzUsuńDo miłego następnego
Justyna
Cudowna wymianka :) wcale się nie dziwię że się zdecydowałas!
OdpowiedzUsuń