ale ciągle czy to z roztrzepania, czy to z pośpiechu, bo miała być na sobotę, tiul mi się wszywał nie tam gdzie trzeba, więc prucie, szycie, prucie, szycie... opóźniało ciągle finisz...
dzisiaj zadzwoniła mama przyszłej sześciolatki, że owa ma gorączkę, urodziny odłożone, więc pewnie wykończenie spódniczki też ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz